W tamtym tygodniu pojechałam z rodzicami na wakacje. Miejscem docelowym było Władysławowo, gdzie mieliśmy nocleg. Siedzenia na plaży całymi dniami jest nudne, polecam zwiedzić Muzeum Obrony Wybrzeża na Helu oraz Westerplatte w Gdańsku.
W tym roku oprócz zwiedzania nadmorskich miejscowości w planach był
również wyścig górski nad morzem, czyli 20 Grand Prix Sopot-Gdynia. Słysząc to
wiele osób jest mocno zdziwionych lub wybucha śmiechem. „Jak? Wyścig górski…
nad morzem!? Chyba kpisz…” Wszystko da się zrobić, trzeba tylko chcieć.
Rzeczywiście występują tam wzniesienia, bo górką to bym tego nie nazwała, są
również całkiem ciekawe zakręty. Na dłuższych prostych zawodników zwalniają
szykany, z reguły omijane, jednak zdarzają się bliskie spotkania.
Sobotnia aura nie sprzyjała kierowcom, nawierzchnia była
śliska, co powodowało sporą ilość wypadków i opóźnienia. Podczas podjazdu
treningowego w opony wjechał Rafał Michalczak, który jednak szybko wyruszył z
powrotem na trasę. Maciej Sołobodowski trochę bardziej zdemolował szykany na
rondzie, a zarazem swój samochód, więc przez resztę przejazdu stojąc w
bezpiecznym miejscu obserwował zmagania innych kierowców.
Zawodnikom, którzy
jechali w Sopocie po raz pierwszy brakowało drugiego treningu, który został odwołany.
„W sobotę brakło mi tego drugiego
treningu, odwołanego ze względu na stratę czasu spowodowaną neutralizowaniem
oleju i wypadkami. Widziałem trasę pierwszy raz w życiu i z jej nie bardzo
łatwą specyfiką po prostu nie czułem się wystarczająco pewnie. Jednak podczas sobotnich przejazdów na tyle zapoznałem się z trasą, że w niedzielę pojechałem szybko i równo.” powiedział
mi Marcin Kacperek.
Podczas przejazdu wyścigowego zdjęcia robiłam na PO 11.
Mokra nawierzchnia dawała o sobie znać. W szykanę uderzyli m.in.: Michał
Żywarski i Szymon Piękoś, a Piotr Jurkowski postanowił objechać szykanę z
drugiej strony… Fiat wszędzie się zmieści. ;) Duża prędkość przy wyjściu z
szykany spowodowała, że Piotr Ostrowski wjechał na pobocze, na którym stałam
ja… - Miło było, żegnaj świecie, zaraz Cię Ostrowski zmiecie. - Na szczęście
kierowcy udało się uratować sytuację i pojechać dalej, aleee ciepło się
zrobiło, a zdjęcia kolejnych kilku samochodów wyglądały… tego zdjęciami nazwać
nie można. O sobotniej rundzie niektórzy chcieliby zapomnieć: „Cały sezon przygotowywałem się, aby
najlepiej pokazać się właśnie tutaj. Za bardzo chciałem i to był błąd. Później
ta sytuacja gdzie wjechałem w jakiś olej i wpadłem w drzewa.” powiedział Maciej
Sołobodowski, który pierwszy dzień zmagań zakończył na lawecie.
Tak zakończyły się dwa wyścigowe dni, sporo kierowców było
na górkach w Sopocie po raz pierwszy. Z punktu widzenia fotografa trasa całkiem
ciekawa, łatwo znaleźć dobre miejsce do robienia zdjęć. Bardzo dobry odcinek również
dla kibiców, którzy bez problemu mogą przejść ścieżką w lesie na inną część
trasy nie przebiegając prze drogę. Rozmawiałam też z zawodnikami, którzy tak
ocenili trasę:
„Jechałem tutaj po raz
pierwszy; uczyliśmy się zakrętów, które są bardzo szybkie i ustawień auta pod
tą dosyć wyboistą trasę.” powiedział Gabriel Kubit.
„Trasa troszkę
zmieniona, asfalt nowo położony, dobrze przyczepny można troszkę odważniej na
niej pojechać.” dodał Herbi.
„Trasa mi się
podobała, mimo że jest krótka. Na tej trasie, ze względu na długość jest
ograniczona ilość „atrakcji”, wiec można uznać, że szykany, za którymi
generalnie nikt nie przepada coś jednak dodają Mam nadzieję, że uda mi się tu
wrócić w przyszłości.” mówił Marcin Kacperek.
„Moja trasa… tutaj się
wychowałem właśnie na tym osiedlu, więc tak naprawdę znam ją bardzo dobrze. To
momentami bywa zgubne. Fajnie przygotowana lepiej niż w zeszłym roku, niewiele
brakuje, aby jechać tu po prostu czysto.” Stwierdził Maciej Sołobodowski.
Moja przygoda w Sopocie dobiegła końca, sama mam nadzieję,
że uda mi się tam wrócić. Pomimo, że wyścigi w górach są zupełnie inne to Grand
Prix Sopot-Gdynia przyciąga właśnie swoją odmiennością i ma ten klimat, którego
nie będzie miał żaden inny wyścig, bo tylko ten jest nad morzem. Ogólnie
wszystko naprawdę pięknie, ale dlaczego nikt mnie nie uprzedził, że w Sopocie
są wściekłe komary?? Pogryzione, swędzące kostki to „pamiątka” po sopockim
wyścigu… :D
Było bardzo miło Was znowu spotkać. Do zobaczenia na
Prządkach!